środa, 6 kwietnia 2011

Zagubiłam się w mieście po raz kolejny ;)


Dawno nie zdarzyło mi się być na wakacjach w mieście..
ale za to w jakim mieście !
Gdy byłam tam pierwszy raz prawie kilkanaście lat temu chyba pierwsze co powiedziałam, to to,
że to jedyne miejsce w Polsce, do którego mogłabym się przeprowadzić..
potem co prawda odkryłam Trójmiasto i nieco moje zdanie się zmieniło,
no ale chyba powrócę do dawnych przekonań ;)
Miasto jest niesamowicie klimatyczne, pełne brukowanych uliczek,starych kamienic,
na punkcie, których mam hopla, pomysłowych knajp, teatrów, galerii,
bardzo spokojne w całym swoim zabieganiu,
przywołujące wspomnienia, zaskakujące i miejscami ale też i ludźmi , trochę jakby wyrwane z rzeczywistości.
Oczywiście w mieście tym sama się gubię przeokrutnie, no ale zawsze jest to też jakieś urozmaicenie ;)

A propos urozmaicenia, miałam przyjemność robić zdjęcia StarrymCarom
Coś niesamowitego.. całe podwórko i garaże normalnie jak bombonierka pełna niespodzianek :)
na wstępie powalił mnie na kolana Ford Capri, a potem tajniacka czarna Wołga,
żółta Warszawa przyczajona w bocznym garażu, niepozorny Peugeot,
i kilka innych aut czekających na swoją kolej.
Swoją drogą.. gdyby komuś marzył się taki klasyk, a nie miał pojęcia jak się za takie cudo zabrać,
to zapraszam do Krzysztofa i jego starych carrów :)

W kwestiach kulinarnych większych zaskoczeń nie miałam.. czyli, że i tak dorwałam się do gotowania.
Tym razem bez kota, bo kot - rezydent ma ważniejsze sprawy na głowie niż stanie przy garach.
Z resztą wcale mu się nie dziwię..
okolica zielona, dużo ciekawych sąsiadów i psich i kocich,
a w dodatku , co ważne, przyjazna kotom..
Koty wędrują sobie pomiędzy balkonami, spacerują z właścicielami
[totalnie rozbroił mnie mały gruby kot bez ogonka,
którego pomyliłam z jamnikiem ;) ]
bawią się z psami, wylegują na balkonach, jedynym niebezpieczeństwem dla nich wydają się być samochody, bo i psy usiłujące je ganiać są karcone przez swoich właścicieli.
No po prostu szczęśliwe stworzonka.

Patrząc na to co się dzieje u mnie.. na to,  że ludzie w ramach walki ze specyficznym piwnicznym
kocim zapachem, zamiast wykastrować wolnożyjące koty.. notabene na koszt gminy a nie swój,
po prostu zabijają okienka piwniczne, czy przeganiają koty z miejsca ich dokarmiania
lub dosypują im trutek do jedzenia,

ten widok wakacyjny wydaje się być podejrzaną sielanką..
ale być może szczęśliwie coraz więcej jest takich miejsc, gdzie  po prostu idiotów ubywa :)

Wracając do obiadu..
Przepis jest wyjątkowo prosty, a efekt ponoć wyjątkowo smaczny
Niestety w związku z tym, że z mięsa jem tylko ryby nie dane mi było spróbować ,
ale patrząc na znikającego kurczaka  i wylizywany przez kota obrus, pozostaje mi wierzyć na oko,
że przepis jest godny polecania  :)
Zdjęć niestety brak, nie zdążyłam ;)))

Kurczak pieczony na puszce piwa

1 kurczak
1 puszka piwa
5 ząbków czosnku
zioła prowansalskie
przyprawa do kurczaka po węgiersku
sól

Kurczaka nacieram solidnie z każdej strony ziołami prowansalskimi, wyciśniętym czosnkiem i przyprawą do kurczaka po węgiersku, tak żeby nie było widać żadnego jasnego miejsca :)
Wewnątrz kurczaka również.
Myję puszkę, odlewam mniej więcej pół szklanki piwa do późniejszego polewania mięsa,
do puszki dodaję wyciśnięte trzy ząbki czosnku.
Nadziewam na puszkę kurczaka.
Co ważne, ponieważ kurczak piecze się w pozycji stojącej przed kupnem lepiej sprawdzić wysokość piekarnika..acha przed nadzianiem kurczaka na puszkę trzeba odciąć jej górę,
więcej piwa wsiąka w kurczaka :)
Piekę około 30 minut w 180 C , kolejne 30 minut w 150 C
podlewając co 15 minut resztą piwa.
Et voila !
Kraków jeszcze nigdy tak jak dziś...

StarryCar :)

Strach ma wielkie oczy :)

Krakowska Warszawa.. czyli kombinacja idealna !

Takie cuda w środku miasta..
WOW..  Wielkie Oko Wołgi :)

Straszek wiosenny :)
Capriiii ech Capri...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz